PODRÓŻ

Był kiedyś chłopiec, znacie jego uśmiech,
uliczki i mosty Krakowa.
———————————Bywało,
słysząc bijący dzwon,
przystawał bez tchu i zazdroszcząc
skrzydeł ptactwu patrzał
jak globus zzieleniały płynął
między świtaniem a zmierzchem u chmur,
śląc klucze marzeń
———————————w krainy
gdzie ze słonecznych promieni
serca tkają kobierce dobroci, do miast
co po tarasach muzyki pną się w ciszę,
ku brzegom gdzie muszle i gwiazdy
wymieniają ciszę na sól.
———————————Nadzieję żywił
że ścieżka lotnych piasków
wskroś minionych czasów przywiedzie go
do Gordii, zanim Aleksander rozpłatał
wróżbi supeł. Utracone
wróciły by światy; Troja dumna,
Biblioteka, którą strawił pożar,
Węzeł, by rozplatały go szacunek
i ciekawość. I krzycząc,
płacząc i śpiewając pod wiaduktem,
co pod pociagami drżał,
chłopiec napawał sie parową mocą,
inżynierią, biegunami i równikiem,
a dudnienie zderzaków i haków i kół
poiło mu dech energią i słodyczą.

Wkrótce dzień miał przyjść, chłopiec
w pociąg wsiadł i czuł, cały świat jest jego.
Ale z szyn, ze słonecznych dróg,
lata mu splotły wąską, papierową ścieżkę.
Ta, nadziejom wczesnym wierna,
powiodła w myśl i w widzeń rój,
aż zrozumiał każde życie
jako pasmo światła, cierpień, co z innymi
razem plącze czuły węzeł wszystkich bytów.
Teraz słucha jak spłowiały globus skrzypi
kręcąc się pod zadumaną ręką.
———————————————–Okno,
a za oknem zwiewnych kurtyn śniegu lot
na Minnesotę. Gdy opadną,
chciałby ujrzeć w gwiezdnej nocy
nie Lanesboro, ale was, was ulice i mosty.
———————————————–Kraków.

Lanesboro, Minn.
Grudzien, 1982